Zaginieni w śnieżnej bieli - Edu Arctic

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej  szczegółów w naszej Polityce cookies.

Historia polarnictwa to nie tylko historia wielkich, heroicznych sukcesów i odkryć, to też historia porażek, które niejednokrotnie kończyły się śmiercią.

Losy wielu ekspedycji po dziś dzień nie są do końca wyjaśnione. Zaginięcia owiane tajemnicą nie dotyczą tylko nowicjuszy, polarników z małym doświadczeniem, ale również najbardziej zasłużonych i doświadczonych.

Roald Amundsen i załoga Latham 47

Opowieść o zaginięciach zacznijmy od jednego z najbardziej doświadczonych polarników, Roalda Amundsena, norweskiego odkrywcy, który wraz ze swoją grupą dotarł do bieguna południowego, przepłynął jako pierwszy statkiem Gjøa Przejście Północno-Zachodnie i dokonał wielu innych wyczynów.

Amundsen urodził się w Borge, w Norwegii. Wziął udział w Belgijskiej Wyprawie Antarktycznej, kierowanej przez Adriena de Gerlache’a, gdzie wraz z dwoma naszymi rodakami: Antonim Bolesławem Dobrowolskim i Henrykiem Arctowskim spędził zimę uwięziony na statku Belgica w antarktycznym lodzie.

To był dopiero początek jego polarnych wypraw. Zorganizował i kierował niewielką ekspedycją na statku Gjøa, która jako pierwsza na świecie zdołała przebyć Przejście Północno-Zachodnie. Amundsenowi i jego siedmioosobowej załodze zajęło to w sumie trzy lata (od 1903 do 1906 roku). Roald rozumiał również jak ważne są badania polarne. W czasie wyprawy on i Peder Ristvedt (meteorolog i inżynier) przemierzyli ok. 750 km przy pomocy psich zaprzęgów, by odnaleźć i określić położenie bieguna magnetycznego. Po powrocie Amundsen planował już kolejną wyprawę. Tym razem jego celem był biegun północny. Chciał go zdobyć, wykorzystując statek Fram. Jednak gdy doszły do niego wieści, że dotarli tam Frederick Albert Cook oraz Robert Edwin Peary (co zostało po latach podważone), zmienił plany. Trzymał je w tajemnicy do samego końca. Nawet jego załoga na początku nie wiedziała, że wypływając w 1910 roku z Kristianii, skierują się nie na północ, lecz na południe. Amundsen poinformował Roberta Falcona Scotta, kierownika Brytyjskiej Ekspedycji Antarktycznej, o swoich zamiarach, wysyłając mu telegram. Tak oto zaczął się najsłynniejszy wyścig do bieguna południowego. Wyprawa Amundsena, składająca się z doświadczonych polarników, wykorzystując dobre planowanie i psy zaprzęgowe, zdobyła 14 grudnia 1911 roku biegun południowy. Miesiąc później przybył tam również Scott i jego ludzie. Nie wrócili jednak żywi z Antarktydy.

Kolejne plany polarne Amundsena przerwał na kilka lat wybuch I wojny światowej. Nie próżnował jednak. W czasie pobytu w Stanach Zjednoczonych zdobył licencję pilota i zakupił dwupłatowiec. Zaczął również budowę statku, który zastąpił Frama. Nazwał go Maud i wyruszył nim kolejny raz na północ. Wyprawa Północną Drogą Morską rozpoczęła się w 1918 roku i trwała w sumie siedem lat. Ekspedycja statkiem Maud, mimo że nie dotarła finalnie do bieguna północnego, była drugą, której udało się przepłynąć Przejście Północno-Wschodnie.

Amundsena zafascynowały samoloty i to one doprowadziły do jego zguby. Po swoich licznych polarnych dokonaniach, Amundsen wiązał przyszłość polarystyki z rozwojem aeronautyki. Niemożliwe stało się możliwym, badanie niezbadanych wcześniej połaci lodowych pustyń stało się realne z lotu ptaka. Amundsen uważał samoloty za wspaniały wynalazek ludzkości. Mówił o nich: Miast zimna i ciemności – światło i ciepło, zamiast długich, wyczerpujących wędrówek, w każdej chwili grożących śmiercią – prędki lot. Tu oto otwierają się potężne perspektywy, człowiek staje się zwycięzcą niezdobytych dotąd obszarów podbiegunowych (Amundsen R., 2012). Kolejne jego słowa zdają się prorocze: Jak młode, niedoświadczone ptaki opuszczamy gniazdo rodzinne i na oślep dążymy przed siebie. Jeden połamie skrzydła, drugi rozbije się o skałę, ale pewne jest to, że trzeci wreszcie osiągnie cel (Amundsen R., 2012).

 roald amundsen 1

Roald Amundsen, Ny-Ålesund, Svalbard, 1925. Preus Museum Anders Beer Wilse, CC BY 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by/2.0 via Wikimedia Commons

W czasie kolacji, na którą został zaproszony do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, uczestnicy otrzymali bardzo złe wieści.

Był rok 1928, Amundsen miał już 55 lat, jednak nadal aktywnie organizował i uczestniczył w przedsięwzięciach, które miały na celu lepsze poznanie rejonów polarnych. Trzy lata wcześniej, w 1925 roku, Norweg po raz pierwszy próbował dotrzeć ze Svalbardu na biegun północny samolotem. W skład wyprawy, sfinansowanej przez Lincolna Ellswortha, weszły dwa wodnosamoloty Dornier N24 i N25. Sześciu ludzi, w tym Amundsen i Ellsworth, usiłowało dotrzeć do bieguna północnego, lecąc ze Svalbardu. Wyprawa mierzyła się jednak z wieloma problemami natury technicznej. Po lądowaniu na krach, w trakcie ponownego startu jeden z samolotów doznał uszkodzeń, a cienki lód utrudniał przedostanie się do drugiego samolotu. Uczestnicy wyprawy spędzili na lodzie ponad cztery tygodnie, nim udało im się jednym samolotem powrócić na Svalbard. Ostatecznie nie zdołali dotrzeć do celu, ale ani Amundsen, ani Ellsworth nie porzucili planów na zdobycie bieguna północnego z nieba.

Rok później, w 1926, znów lecieli na północ. Tym razem nie samolotem, ale sterowcem Norge. W skład wyprawy wchodził również Umberto Nobile. 12 maja 1926 roku przelecieli nad biegunem północnym. Mimo sukcesu, na wyprawie położył się cieniem publiczny spór pomiędzy Amundsenem i Nobilem. Oczywiście poszło o zasługi w zdobyciu bieguna. To był kamyk, który poruszył lawinę, a ta skończyła się zaginięciem i śmiercią Amundsena oraz jego ludzi dwa lata później.

Nobile w 1928 roku podjął kolejną wyprawę na biegun północny sterowcem Italia. Chciał udowodnić, że nie potrzebuje Amundsena w załodze i że zdobędzie biegun bez jego pomocy. W czasie kolacji w Królewskim Towarzystwie Geograficznym, na której był obecny Amundsen, podano wiadomość o zaginięciu wyprawy Nobilego. Miało to miejsce ponad 100 kilometrów na północny-wschód od Svalbardu. Amundsen mimo skomplikowanych relacji łączących go z Nobilem, zaoferował wsparcie i pomoc w poszukiwaniach. Wcześniejszy konflikt z Włochem spowodował, że na wniosek Mussoliniego norweski rząd wykluczył Amundsena z oficjalnej akcji ratunkowej. Norweg nie poddał się łatwo i szukał innych sposobów, by wyruszyć na wyprawę poszukiwawczą. Pomocy w tej kwestii udzielił francuski rząd, który dostarczył łódź powietrzną Latham 47.02. Był to francuskiej produkcji dwupłatowiec, o rozpiętości skrzydeł ponad 25 metrów. Mógł przebyć 900 km, lecąc z prędkością 170 km/h. W sumie w poszukiwania Nobilego zaangażowano dwadzieścia jeden samolotów i wiele statków.

Załogę Lathama 47 tworzyli Norwegowie i Francuzi. Dowództwo objął Amundsen, za sterami siedział Leif Dietrichson. Resztę załogi tworzyli: kapitan Renè Guilbaud, pilot Albert Cavelier de Cuverville, mechanik Gilbert Georges Paul Brazy oraz radiooperator Emile Valette.

Na poszukiwania Nobilego wyruszyli 18 czerwca 1928 roku z Tromsø. O 18:45 operator telegrafu w Instytucie Geofizycznym w Tromsø usłyszał wiadomość nadaną przez załogę. To ostatni wiarygodny raport z wiadomości od Amundsena i załogi.

Możemy tylko snuć przypuszczenia, co stało się z wielkim polarnikiem i jego załogą. Podejrzewano, że samolot rozbił się gdzieś u wybrzeży Wyspy Niedźwiedziej, ale nie znaleziono na to żadnych dowodów. Pojawiły się również plotki, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, że jakoby widziano Amundsena gdzieś na krze, znajdowano butelki z wiadomościami, słyszano latającego Lathama. Niektórzy nawet donosili, że Amundsen, cały i zdrowy, przebywa w swojej posiadłości.

Rozpoczęto poszukiwania, już nie tylko Nobilego, ale również Amundsena i jego załogi. Wszyscy mieli nadzieję, że ostatni wiking, jak nazywano polarnika, przeżył. Nadzieję zgasiło ostatecznie znalezienie 31 sierpnia pływaka pochodzącego z samolotu Latham 47.02 przez załogę łodzi rybackiej Brodd. W następnych miesiącach znajdowano kolejne fragmenty dwupłatowca, takie jak zbiorniki paliwa. Do dnia dzisiejszego nie udało się wyjaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w trakcie lotu, co spowodowało katastrofę i co stało się z załogą.

Ostatnie próby zlokalizowania wraku samolotu na dnie morza podjęła norweska marynarka wojenna w 2009 roku. Jego odnalezienie pomogłoby rozwikłać zagadkę katastrofy, jednak poszukiwania się nie powiodły.

A co stało się z Nobilem i resztą załogi Italii? Zostali w końcu odnalezieni i uratowani.

roald amundsen 2

Zdjęcie Amundsena, rozpinającego kurtkę i stojącego przed śmigłem Lathama 47.02, stało się jednym z najbardziej kultowych ostatnich jego portretów. Fot. Norweski Instytut Polarny / Biblioteka Narodowa Norwegii https://amundsen.mia.no/en/resource/1928-latham-expedition-3/

Na stronie: https://amundsen.mia.no/en/resource/1928-latham-expedition-3/ można obejrzeć film, na którym Roald Amundsen i załoga wsiadają do dwupłatowca w Bergen, oraz wiele innych archiwalnych ujęć, nagrań i wycinków z gazet.

 

Ekspedycja Franklina

Najsłynniejszą i zarazem najtragiczniejszą zaginioną wyprawą polarną jest ekspedycja kierowana przez kapitana Johna Franklina, a potem przez kapitana Francisa Croziera. Statki Terror i Erebus stały się symbolami tajemnicy, a do domów nie wróciło stu dwudziestu dziewięciu członków ich załóg. Nigdy wcześniej i nigdy później tak wiele ekip poszukiwawczych nie próbowało odnaleźć jednej zaginionej wyprawy.

Sir John Franklin był oficerem brytyjskiej Królewskiej Marynarki Wojennej, urodzonym w 1786 roku w Splisby. Był również badaczem Arktyki (miał za sobą dwie lądowe ekspedycje arktyczne) i gubernatorem Tasmanii. Sir Franklin opisywany jest jako najprawdopodobniej najsympatyczniejszy i zarazem mający najmniej szczęścia ze wszystkich dziewiętnastowiecznych odkrywców. Jego pierwsza ekspedycja arktyczna Coppermine była katastrofą. Dziewięciu uczestników zmarło z głodu i zimna, do tego doszły morderstwa i podejrzenia o kanibalizm. Sam John Franklin omal nie zginął z głodu. Nie przeszkodziło to jednak w uznaniu wyprawy za sukces, a samego Franklina za bohatera. Nadano mu również przydomek „człowieka, który zjadł własne buty”. Trzy lata później, w 1825 roku, Franklin wrócił do Arktyki kanadyjskiej wraz z kolejną wyprawą, już lepiej przygotowaną na trudy i znoje. Po powrocie z ekspedycji zajmował się patrolowaniem Morza Śródziemnego i wybrzeży Grecji. W 1834 roku został gubernatorem Tasmanii i był nim do 1843 roku, gdy musiał ustąpić ze stanowiska na skutek intryg i konfliktów z biurem kolonialnym.

Komandor Francis Crozier był Irlandczykiem i tak jak Franklin oficerem brytyjskiej Królewskiej Marynarki Wojennej, choć młodszym od niego o dziesięć lat. Crozier był weteranem wypraw polarnych, brał udział w wielu ekspedycjach. Uczestniczył jako ochotnik w drugiej arktycznej ekspedycji Williama Edwarda Parry’ego, gdzie odpowiadał za program naukowy wprawy. Był również bliskim przyjacielem Jamesa Clarka Rossa i jego zastępcą oraz kapitanem okrętu HMS Terror w czasie czteroletniej ekspedycji dookoła Antarktydy.

Fatalna w skutkach, jak się później okazało, ekspedycja arktyczna miała za zadanie przepłynięcie Przejścia Północno-Zachodniego. Kapitan Franklin nie był pierwszym kandydatem do objęcia dowództwa nad wyprawą. Pierwszym branym pod uwagę przez sekretarza Admiralicji sir Johna Barrowa był William Parry. Ten jednak odmówił uczestnictwa. Kolejnym kandydatem, który również nie wykazał zainteresowania, był James Clark Ross. Trzecim faworytem Barrowa był James Fitzjames, ale jego kandydaturę Admiralicja odrzuciła z powodu zbyt młodego wieku (miał 32 lata). Francisa Croziera natomiast nie uznano jako dowódcy ze względu na niskie pochodzenie, nie mówiąc już o tym, że był Irlandczykiem. John Franklin miał już 59 lat i wielu uważało, że jest za stary. Minęło aż siedemnaście lat od jego ostatniej polarnej wyprawy, ale miał niezwykle sprawnego sojusznika i ambasadora w osobie lady Jane Franklin. Była ona bardzo zdeterminowana, by mąż objął zaszczytne stanowisko dowódcy ekspedycji, a w razie powodzenia wyprawy został również okrzyknięty bohaterem i największym polarnikiem wszechczasów. Skupiła się na tym celu całkowicie. Naciskała na Jamesa Clarka Rossa, by ten wstawił się za Franklinem i poparł jego kandydaturę. Podobnie było z Parrym. Pod wpływem silnej presji Admiralicja mianowała Johna Franklina dowódcą ekspedycji i kapitanem HMS Erebus. Dowództwo nad HMS Terror ponownie objął Francis Crozier, był on również zastępcą kapitana. James Fitzjames wziął udział w wyprawie jako komandor na statku Franklina.

Uważano, że wyprawa Franklina była najlepiej zaopatrzoną ekspedycją wyruszającą na Przejście Północno-Zachodnie. W swoich ładowniach statki miały setki kilogramów konserw mięsnych, zup i warzyw, tytoniu, soku z cytryny (przeciw szkorbutowi), kilkaset litrów „wina dla chorych” i kilka ton czekolady - wszystko obliczone na trzy lata. Do tego dochodziły prawie trzy tysiące książek, przyrządy naukowe i aparat fotograficzny (wykorzystujący metodę dagerotypową). Sposób puszkowania żywności był stosunkowo nowy. Admiralicja, mimo braku dowodów, uznała, że konserwy mięsne i warzywne są świetnym remedium na szkorbut. Przygotowano je dla wyprawy Franklina w pośpiechu i bardzo niskim kosztem. Dopiero poniewczasie okazało się, że w produkcji wykorzystano nieświeże, czasem nawet gnijące mięso i odpadki żywnościowe. Same opakowania konserw również budziły wiele wątpliwości, szczególnie w kwestii niedokładnego lutowania. Problemy z puszkowaną żywnością odkryto jednak dopiero po wypłynięciu wyprawy.

john franklin 1

HMS Erebus i HMS Terror wypływające do Arktyki w 1845 (https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Franklin_Expedition_1845_-_HMS_Terror_-_Erebus.jpg)

Ekspedycja wypłynęła 19 maja 1845 roku. W zatoce Disko na Grenlandii uzupełnili zapasy świeżego mięsa i wysłali listy do domu. Ostatni kontakt z wyprawą miały dwa statki wielorybnicze pod koniec lipca w zatoce Baffina. Więcej nie widziano HMS Terror i HMS Erebus i nie otrzymano już o nich żadnych wieści. Nikt się tym specjalnie nie martwił, bo ekspedycja miała zapasy wystarczające na trzy lata. Admiralicja zaczęła się niepokoić pod koniec 1847 roku, a kilka miesięcy później, w 1848 roku, zgłoszono potrzebę akcji poszukiwawczej. Mijały trzy lata, zapasy na statkach najprawdopodobniej już się kończyły. Lady Franklin również zaczęła używać swoich wpływów, żeby wywierać naciski na Admiralicję, aby ta rozpoczęła poszukiwania jej męża.

Wiosną 1848 roku Admiralicja wysłała trzy ekspedycje na poszukiwania zaginionej wyprawy Franklina. Komandor Henry Keller otrzymał rozkaz płynięcia do cieśniny Beringa, bo po przepłynięciu Przejścia to tam miał udać się sir Franklin. Natomiast sir James Clark Ross miał popłynąć planowaną trasą Franklina, a wytrawny polarnik doktor John Rae i sir John Richardson zamierzali wyruszyć lądem wzdłuż rzeki Mackenzie.

James Clark Ross był doświadczonym polarnikiem, jednak i jego wyprawa o mały włos nie podzieliła losu ekspedycji Franklina. To właśnie po powrocie Rossa i relacji o tym, jak trudna i tragiczna stała się jego wyprawa zrozumiano, że Franklinowi musiało przydarzyć się najgorsze. Ross wiedział, że wrogiem ludzi na takich ekspedycjach jest nie tylko zimno, ale przede wszystkim szkorbut. Jego dwa statki wypełnione były, podobnie jak Terror i Erebus, zapasami pozwalającymi na przetrwanie trzech lat. I tak jak u Franklina większość zapasów była w formie konserw. Ross wybrał na miejsce zimowania północno-wschodni kraniec wyspy Somerset. Zapowiadała się trudna zima. Coś złego zaczęło dziać się z załogą. Na początku tylko jeden załogant zachorował i zmarł. Ale potem coraz więcej uczestników zaczęło się skarżyć na osłabienie i brak sił. Przypuszczano, że to szkorbut, ta straszna choroba, której wszyscy się lękają podczas takich wypraw (Beattie O., Geiger J.). Osłabienie, które dopadło załogę jeszcze bardziej utrudniało wysyłanie ekip poszukiwawczych. Ross sam poprowadził pierwszą pieszą wyprawę. Ciągnięcie ciężkich sań samo w sobie było trudne, do tego dochodziły wysiłki, by pokonywać torosy, ludzie chorowali z osłabienia. Po przebyciu 400 kilometrów Ross zakończył poszukiwania, usypano kopiec i umieszczono w nim tubę z wiadomością. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że statki porzucone przez Franklina znajdowały się tylko ponad 300 kilometrów od miejsca w którym zawrócił, by ratować swoich własnych ludzi. Historycy oceniają, że ekspedycja Rossa była jedyną, która miała teoretyczną szansę uratowania zaginionej ekspedycji. Ocenia się, że w czasie, gdy Ross przybył w okolice Somerset, część ludzi Franklina mogła jeszcze żyć. Admiralicja stwierdziła, że tajemniczą chorobą, która tak bardzo nękała wyprawę Rossa i przyczyniła się do śmierci wielu jej uczestników, był szkorbut. Ross nigdy jednak się z tym nie zgadzał i twierdził, że było to osłabienie, a nie żaden szkorbut (Beattie O., Geiger J.).

Te pierwsze trzy ekspedycje poszukiwawcze to był dopiero początek. Admiralicja wyznaczyła nagrodę, obiecując 20 tysięcy funtów brytyjskich dla jakiejkolwiek grupy lub grup, z dowolnego kraju, która udzieli pomocy załogom okrętów badawczych pod dowództwem sir Johna Franklina (Beattie O., Geiger J.). Kolejne 10 tysięcy funtów czekało na tych, którzy uratują któregokolwiek członka załogi lub dostarczą informacji, która pozwoli ich odszukać i uratować. Temu, komu uda się ustalić los ekspedycji również obiecano nagrodę w wysokości 10 tysięcy funtów. Nic zatem dziwnego, że do poszukiwań włączyło się wiele wypraw. Już w 1850 roku wody Arktyki przeczesywała istna flota: jedenaście brytyjskich okrętów, do tego dwa amerykańskie. Lady Jane Franklin na wszystkie możliwe sposoby starała się wywierać presję, by wysyłano kolejne wyprawy poszukiwawcze. To ona sprawiła, że poszukiwania Franklina stały się sprawą międzynarodową. Nawet car Rosji wysłał swoje ekspedycje. Sama Jane zaoferowała nagrodę dla statku, który ustali los ekspedycji. Jej wysiłki sprawiły, że zaczęto ją postrzegać jako orędowniczkę zaginionych dusz (Herbert K., 2011). Angażowała swoich najbardziej wpływowych przyjaciół, pisała artykuły i apele rozsyłane po całym świecie.

Mimo to statki jeden po drugim wracały, nie natrafiając na żaden ślad. Komuś się jednak udało. Ale to, co znaleźli, zrodziło jeszcze więcej pytań. Na wyspie Beecheya natrafiono na resztki kamiennej chaty, konserwy i trzy groby. Odkryto, że trzech młodych mężczyzn zmarło już w pierwszym roku ekspedycji. Wtedy to zaczęto podejrzewać, że przyczyną tych zgonów mogło być kiepskiej jakości mięso w puszkach, które było rozkładającym się paskudztwem (Beattie O., Geiger J.).

Pierwsze ustne świadectwa o losie wyprawy Franklina zdobył John Rae w 1854 roku podczas zwiadu dla Kompanii Zatoki Hudsona. Wtedy to Rae napotkał Inuitę, który opowiedział mu o grupie około 40 mężczyzn, umierających z głodu gdzieś w pobliżu ujścia rzeki Back. Inuici przekazali również przedmioty należące wcześniej do ekspedycji Franklina.

Kolejne informacje zdobyte od Inuitów były równie niepokojące, bo dotyczyły kanibalizmu, jakiego mieli się dopuścić ludzie Franklina. Te opowieści wywołały wielkie oburzenie. Nikt nie mógł sobie wyobrazić dystyngowanych angielskich dżentelmenów uciekających się do kanibalizmu. Lady Jane robiła wszystko, by zdyskredytować raport Johna Rae. Na jej prośbę sam Charles Dickens pisał w Household Words, że Inuici są to barbarzyńcy chciwi, zdradliwi i okrutni (Herbert K., 2011). Lady Jane zaczęła nalegać na wysłanie kolejnej wyprawy, która odnalazłaby zapiski pozostawione przez ekspedycję jej męża i tym sposobem udowodniłaby, że raport Rae był oszczerstwem.

Koniec końców czternaście lat po wypłynięciu ekspedycji Franklina, przy pomocy publicznej składki i przyjaciół, Jane wysłała na poszukiwania statek Fox, dowodzony przez Francisa Leopolda McClintocka. Szukano już nie żywych ludzi, ale informacji o losie ekspedycji. Na Wyspie Króla Williama odnaleziono kolejne pozostałości po wyprawie: porzuconą łódź, szczątki ludzi i dokument, który potwierdził najgorsze przypuszczenia lady Jane. W dokumencie była informacja o śmierci Franklina: sir John Franklin zmarł 11 czerwca 1847 roku i łączna liczba ofiar śmiertelnych ekspedycji do dzisiejszego dnia (25.04.1848) to 9 oficerów i 15 ludzi (Beattie O., Geiger J.). Następne znaleziska zamiast odpowiedzi wywoływały jeszcze więcej pytań. Kolejna porzucona łódź zawierała ogromną ilość artykułów wszelkiego rodzaju (Beattie O., Geiger J.), niepotrzebny balast w postaci książek, jedwabnych chusteczek, gwoździ czy srebrnej zastawy. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego marynarze obciążali się tak niepotrzebnymi rzeczami, zamiast zabrać lekarstwa.

Charles Francis Hall poprowadził kolejne wyprawy na wybrzeżu Wyspy Króla Williama. Owocem tych ekspedycji były odnalezione kolejne obozowiska i groby. Hall zebrał mnóstwo opowieści Inuitów, w tym te mówiące o odwiedzinach porzuconych statków czy spotkaniach z grupą białych mężczyzn.

Kolejną wyprawę na wyspę Króla Williama poprowadził w latach 1878–1880 porucznik Frederick Schwadka. Chciał odnaleźć dokumenty, które mogły być pozostawione przez ekspedycję Franklina.

Chęć rozwikłania tajemnicy, wyjaśnienia, co tak naprawdę stało się z wyprawą Franklina rozpalała umysły nie tylko dziewiętnastowiecznych poszukiwaczy. Postęp medycyny sądowej i kryminologii dawał nadzieję, że może wreszcie uda się wyjaśnić zagadkę tragicznej ekspedycji człowieka, który zjadł swoje buty.

W latach 80. dwudziestego wieku profesor antropologii Owen Beattie zorganizował wyprawę na Wyspę Króla Wiliama. Badając znalezione kości, odkrył ślady niedoboru witaminy C (szkorbut) oraz te wskazujące na kanibalizm. Analizy laboratoryjne wskazywały na zastanawiająco wysoki poziom ołowiu w kościach. Było to na tyle zastanawiające, że kilka lat później przeprowadzono ekshumację trzech ciał. Oprócz zapalenia płuc, które było bezpośrednią przyczyną śmierci jednego z marynarzy, znaleziono kolejne ślady ołowiu w kościach. Zatrucie ołowiem powodowało poważne problemy psychiczne i fizyczne. Dodatkowo przebadano znalezione puszki i zauważono, że były źle zalutowane ołowiem i że mógł on mieć bezpośrednią styczność z żywnością.

W latach 90. przeprowadzono kolejne wykopaliska na Wyspie Króla Williama, znaleziono kolejne artefakty i kolejne kości. Wielokrotnie poszukiwano również samych wraków: Terrora i Erebusa, najpierw w 1992 roku, potem pięć lat później.

Od 2001 roku zorganizowano kolejne wyprawy poszukiwawcze, ale dopiero w 2014 roku zlokalizowano pierwszy wrak, leżący w Zatoce Królowej Maud. Potwierdzono, że znajdujący się na głębokości 11 metrów wrak to HMS Erebus. Dwa lata później, w 2016 roku, odnaleziono drugi statek. HMS Terror spoczywa na głębokości 24 metrów w zatoce Wyspy Króla Williama. Oba wraki są w doskonałym stanie, a trzy z czterech szyb w kajucie Croziera nadal są na swoim miejscu.

Tekst: dr Katarzyna Greń

 

Literatura

Amundsen Roald, 2012, Lot do Bieguna Północnego (Biała śmierć), wyd. Ciekawe Miejsca.net.

Beattie Owen, Geiger John, 2021, Na zawsze w lodzie. Śladami tragicznej wyprawy Johna Franklina, wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Bown Stephen, 2018, Amundsen, ostatni wiking, wyd. Wydawnictwo Poznańskie.

Centkiewiczowie Alina i Czesław, 1974, Człowiek, o którego upomniało się morze.

Herbert Kari, 2011, Żony polarników. Siedem niezwykłych historii, wyd. carta blanca.

Rennison Nick, 2013, A short history of polar exploration, wyd. Pocket Essentials.

Źródła internetowe

https://amundsen.mia.no/en/resource/1928-latham-expedition-3/.

https://www.theguardian.com/world/2016/sep/12/hms-terror-wreck-found-arctic-nearly-170-years-northwest-passage-attempt.

Udostępnij